"Wychowanie jest sprawą serca" - św. Jan Bosko

System zapobiegawczy jest sprawdzoną praktyką, której sekret skuteczności znajduje się w sercu wychowawcy: „Ja wam obiecuję i daję wszystko. Dla was studiuję, dla was pracuję i dla was gotów jestem oddać nawet życie” (ks. Bosko). Metoda ta powstała w oparciu o pełne miłości przestawanie z chłopcami i ponieważ sięga do środowiska, w którym żyją, prowadzi do ich poznania. Chodzi nie o to by bronić ich przed tym co niebezpieczne niczym malców, których chcą takimi cały czas ich starsi wychowawcy po to by nieustannie ich prowadzić. Chodzi o to by stawiać im wciąż nowe propozycje, pobudzać ich, poszerzać i zachęcać, aby stali się tym czym są i powinni być ze swojej natury. Praktyka ta powinna być połączona z serdeczną i szczerą sympatią do konkretnej młodzieży i ich świata oraz rozwijaniem w sobie szacunku do tych wartości, których są oni nosicielami. Cytując słowa jednego z biografów ks. Jana Bosko można powiedzieć, że „podobnie jak ktoś rodzi się poetą czy muzykiem, tak ks. Bosko urodził się wychowawcą”.

W systemie zapobiegawczym podwładni są zaznajamiani z przepisami i regulaminem po czym są obejmowani taką opieką, że znajdują się oni zawsze pod czujnym okiem dyrektora lub asystentów, którzy niczym kochający ojcowie przemawiają do nich, służą za przewodników, udzielają rad i upominają z miłością. System ten oparty jest w pełni na rozumie, religii i miłości wychowawczej. Nie dopuszcza więc surowych kar i stara się nie stosować nawet kar lżejszych. W systemie tym wychowanek zawsze okazuje szacunek wychowawcy uważając swoich nauczycieli za ojców i braci. Jest przy tym nie tylko kochany, lecz odczuwa także, że jest kochany.

Metodę tą ks. Bosko uważał za skuteczną także w szkole

„Na ogół nauczyciele zmierzają do tego, by się pochwalić uczniami, którzy przodują w nauce i pilności; w czasie wykładu tylko tych mają na myśli. Kiedy najlepsi w klasie wszystko dobrze zrozumieli, są zupełnie zadowoleni i tak postępują aż do końca roku. Tymczasem denerwują się na tych, którzy mają słabsze zdolności lub czynią małe postępy w nauce; tych zostawiają na uboczu i więcej się nimi nie interesują.

Ja tymczasem – mówi dalej św. J. Bosko jestem innego zdania. Sądzę, że obowiązkiem każdego nauczyciela jest zwrócić uwagę na tych najsłabszych w klasie; pytać ich częściej od innych, dłużej się przy nich zatrzymać, tłumacząc i powtarzając aż zrozumieją, dostosować zadania do ich możliwości. Jeżeli nauczyciel trzyma się metody przeciwnej niż ta, nie uczy uczniów ale tylko niektórych z nich”.

O tym co ważne jest w systemie zapobiegawczym

Wychowanie

Święty ks. Bosko zapytany przez pewnego dziennikarza o to jaki jest jego system odpowiedział: „Bardzo prosty: pozostawić młodzieży zupełną wolność wypowiadania się o rzeczach, które się im najbardziej podobają. Problem tkwi, w tym żeby odkryć w nich zalążek ich dobrych dyspozycji i starać się go rozwijać. A ponieważ każdy robi z przyjemnością jedynie to, co umie, ja kieruję się tą zasadą i moi chłopcy pracują wszyscy nie tylko z pilnością ale i z zamiłowaniem.”

Istotną wagę dla ks. Bosko miało także środowisko, panujący w nim ogólny klimat. Tylko wówczas kiedy atmosfera jest właściwa rodzi się uczucie i zaufanie poszczególnych osób. Aby wychowanie było kompletne i skuteczne, powinno opierać się też na osobistych kontaktach między wychowawcą a wychowankiem w atmosferze spontanicznego i otwartego zaufania oraz na szczerej i lojalnej współpracy.

Ks. Bosko posiadał dziennik z nazwiskami wszystkich chłopców. Ilekroć roztropność nakazywała mu aby być czujnym wobec któregoś, obok jego nazwiska stawiał tylko sobie znany umowny znak informujący go o rodzaju zauważonego zła. Pisał na małych karteczkach sentencje i w odpowiednich okazjach wręczał je chłopcom. Konieczną rzeczą jest aby Ja wychowanka uniknęło wszystkiego co niszcząco wpływa na jego energię, dlatego wychowanie trzeba bezwzględnie nakierować na prawdę, dobro i piękno.

Obecność braterska wychowawcy

Może być sprawowana różnie, zależnie od wieku, rozwoju a także dojrzałości wychowanka. Nie oznacza wcale nadzoru, pełni zapobiegawczą funkcję przez eliminowanie rzeczy mogących zamącić normalny rozwój i wzrost wewnętrznych sił. Opiera się na założenu czujnej, braterskiej i ojcowskiej obecności, przenikniętej miłością, wytwarzającą atmosferę serdeczności. Wychowawca powinien być wzorem i powinien przy tym posiadać też charakterystyczne cechy takie jak: miłość wychowawcza, takt pedagogiczny, autorytet jako „szacunek dla władzy” oraz religijność.

Wychowawcze środowisko rodzinne

Atmosfera panująca w rodzinie łącznie z postawą samych rodziców, niezależnie czy są tego świadomi czy nie, mają mocny wpływ na proces socjalizacji, wzrost życia uczuciowego oraz dojrzewania intelektualnego. Jeżeli więc zachodzi konieczność aby proces wychowawczy zachodził poza rodziną, powinien rozwijać się w zbliżonym do niej kontekście, bogatym w ludzkie ciepło, dialog oraz głębokie interakcje.

Sercem struktury rodzinnej tworzonej przez ks. Bosko był on sam i jego matka Małgorzata. Pracowała ona, aż do śmierci bez wytchnienia zarówno w kuchni jak i w garderobie naprawiając odzież zniszczoną przez studentów bądź rzemieślników. Robiła to często z pomocą ks. Bosko, dzięki czemu chłopcy po przebudzeniu znajdowali gotowe do włożenia naprawione ubrania.

Ksiądz Bosko dla swoich wychowanków robił wszystko. Poczynając od żebrania i zbierania ofiar do robienia z nich porządnych obywateli, ucząc ich zawodu, chroniąc od głodu i wpływów ulicy. Dążył do zapewnienia im wychowania obywatelskiego, naukowego i moralnego. Pomgał bowiem chłopcom zmuszonym żyć z dnia na dzień, szukających pracy, bez widoków na przyszłość, bez miejsca do spania i bez ubezpieczenia społecznego. Uważał, że sprawą podstawową jest zaspokojenie ich podstawowych potrzeb niosąc pomoc materialną w postaci wyżywienia i mieszkania a dopiero potem pomoc moralną i religijną.

Zaczerpnięte z książki "Sny wizje św. Jana Bosko, Apostoła Młodzieży", Wydawnictwo Salezjańskie, Warszawa 1990

Sen w wieku dziewięciu lat

„Gdy miałem około dziewięciu lat, przeżyłem sen, który wywarł na mnie głębokie wrażenie i pozostał we mnie na całą resztę mojego życia. Śniło mi się, że jestem blisko swojego domu, na olbrzymim placu zabaw, gdzie bawiły się gromady dzieci. Jedne śmiały się wesoło a inne w czasie zabawy przeklinały. Tak byłem tym, co usłyszałem, zdenerwowany, że wpadłem pomiędzy blużniących, waląc gwałtownie pięściami a także wykrzykując, i próbowałem ich pohamować w złorzeczeniach. W tym momencie ukazała się niezwykła postać. Był to Pan, szlachetnie ubrany, o wybitnie męskim i imponującym wyglądzie. Miał on na sobie biały spływający do ziemi płaszcz, a z twarzy jego promieniowało takie światło, że nie mogłem wprost nań patrzeć. Zawołał mnie po imieniu i nakazał mi być przywódcą tych chłopców, dodając słowa:

— Pozyskasz ich sobie, lecz nie biciem, ale łagodnością. Staną się twoimi przyjaciółmi. Zabierz się zaraz do pouczania ich, jak brzydki jest grzech, a jak piękna cnota.

Całkowicie zmieszany i wylękniony odpowiedziałem, że jestem tylko małym chłopcem, niezdolnym, bym mógł uczyć tych młodzików bojaźni Bożej i religii. W tejże chwili bicie, krzyki i przekleństwa ustały i tłum chłopców zebrał się wokół tego Pana, który rozmawiał ze mną. Prawie nieświadomie zapytałem:

— Jak możesz nakazywać mi coś takiego niemożliwego do urzeczywistnienia?
— To, co wydaje się niemożliwe, będziesz musiał osiągnąć przez posłuszeństwo i nabywanie wiedzy.
— Ale gdzie? Jak?
— Dam ci Przewodniczkę, pod kierunkiem której będziesz się uczył, a wiedz, że bez Jej pomocy wszelka wiedza staje się niczym.
— Ale kim jesteś?
— Jestem synem Tej, którą twoja matka każe ci pozdrawiać trzy razy dziennie.
— Lecz moja mama zakazała mi rozmów z ludźmi, których nie znam. Proszę, powiedz mi swoje imię.
— Zapytaj o to moją matkę.

W tej chwili ujrzałem obok Niego jakąś Niewiastę o majestatycznym wyglądzie. Miała na sobie piękny, jaśniejący płaszcz, jakby utkany z gwiazd. Pani zauważyła moje zmieszanie i dlatego dawała znak, bym przybliżył się do Niej. Z wielką łagodnością ujęła moją dłoń i powiedziała:

— Popatrz!

Tak też uczyniłem. Wszystkie dzieci zniknęły. Na ich miejscu zobaczyłem wiele zwierząt: kozłów, psów, kotów, niedźwiedzi i wiele jeszcze innych.

— Oto pole, na którym będziesz musiał pracować — powiedziała do mnie. Bądź pokorny, stanowczy i silny. A to, co wydarzy się z tymi zwierzętami – jak zobaczysz niebawem – uczynić masz z moimi dziećmi.

Ponownie spojrzałem: wszystkie dzikie zwierzęta zmieniły się w łagodne owieczki, podskakujące, pobekujące cicho, jakby na powitanie i na cześć owego Pana i Pani. Wciąż jeszcze śniąc, zacząłem krzyczeć i z płaczem prosić Panią, aby wytłumaczyła mi, co to znaczy. Byłem bowiem całkowicie roztrzęsiony i zdezorientowany. Położyła wówczas swoją dłoń na mojej głowie i powiedziała:

— Zrozumiesz wszystko w swoim czasie”.

Dwie kolumny

„Wyobraźcie sobie, że znaleźliście się ze mną na brzegu morza lub jeszcze lepiej, na odosobnionej samotnej skale. Jedyny ląd przez was dostrzegalny, to ten pod waszymi stopami. Cała przestrzeń wodna usiana niezliczoną liczbą okrętów stojących w szyku bojowym. Ich dzioby miały zakończenia ostre jak włócznia, zdolne w razie ataku przebić na wylot i kompletnie zniszczyć statki wroga. Okręty te były wyposażone w armaty. Na pokładach znajdowało się mnóstwo karabinów, materiałów wybuchowych i innej broni różnego rodzaju, a także książki.

Okręty te atakowały inne statki o wiele większe i wyższe niż one same. Próbowały one zniszczyć nieprzyjaciela, podpalić lub w jakikolwiek sposób go osłabić.

Łódź Papieża

Eskortę majestatycznego i w pełni wyposażonego Okrętu papieskiego stanowiły mniejsze statki, które za pomocą sygnałów otrzymywały rozkazy od niego i wykonywały manewry, broniąc się przed naporem nieprzyjacielskiej floty.

Dwie kolumny

Na środku bezbrzeżnego oceanu wyrastały nagle dwie kolumny w bliskiej odległości od siebie. Na wierzchołku jednej z nich widniał posąg Niepokalanej Dziewicy. U Jej stóp jaśniał transparent z napisem Auxilium Christianorum – Wspomożenie Wiernych. Na drugiej kolumnie większej i wyższej pojawiła się ogromnych rozmiarów monstrancja z Najświętszą Hostią. Poniżej można było czytać proporcjonalny do tej kolumny napis: Salus credentium – Zbawienie wierzących.

Sternik łodzi Piotrowej

Najwyższym dowódcą tego dużego okrętu był Ojciec św., Namiestnik Jezusa Chrystusa na ziemi. Widząc wściekły atak wrogów i niebezpieczeństwo stąd płynące dla swoich wiernych, postanowił zebrać koło siebie kapitanów mniejszych okrętów celem podjęcia decyzji.

Zebranie kardynałów

Wszyscy kapitanowie znaleźli się na pokładzie papieskiego okrętu, skupieni wokół osoby Papieża. Zaledwie się rozpoczęło spotkanie, a tu zerwał się gwałtowny sztorm, więc dowódcy szybko przemieścili się na swoje statki, by nimi dowodzić z bliska.

Nastał okres krótkiego spokoju. Papież po raz drugi zgromadził kapitanów na flagowym okręcie, kontynuującym swój kurs. Znowu burza na morzu rozpętała się na nowo.

Papież stanął przy sterze i ze wszystkich sił próbuje utrzymać posuwanie się statku w kierunku owych dwóch kolumn, z których wierzchołka zwisały kotwice i duże haki umocowane na stalowych łańcuchach.

Bitwa

Wszystkie okręty nieprzyjaciela rozpoczęły atak. Próbowały na każdy możliwy sposób przyhamować i zatopić statek Papieża: jedne czyniły to przy pomocy pism i książek lub innych materiałów zapalnych, których mieli pełno do dyspozycji, inni uruchomili strzelby, karabiny i moździerze. Bitwa rozszalała się na dobre. Dzioby nieprzyjacielskich statków uderzały gwałtownie w burty przeciwników, lecz ich wściekłe zapędy nie przynosiły skutków. Marnowali tylko czas i amunicję. Wielki okręt Papieża płynął bezpiecznie i spokojnie. Z upływem czasu bardzo silne i zmasowane ataki wrogów spowodowały duże i głębokie wyrwy w jego bokach. Lecz delikatny wiatr, płynący od dwóch kolumn, natychmiast te szkody usunął.

Zniszczenie wroga

W międzyczasie armaty atakujących rozpadają się z hukiem, karabiny i inna broń milkną, a dzioby okrętów łamią się w kawałki. Potężne cielska statków osuwają się w rozszalałą toń i giną. Nieprzyjaciel nieprzytomny z wściekłości walczy wręcz pięściami, bluźni i przeklina.

Nagle Papież pada ciężko ranny. Jego podwładni biegną mu na pomoc i podnoszą go. Papież po raz drugi doznaje poważnego zranienia, osuwa się z nóg i umiera. Krzyk zwycięstwa i radości wstrząsa szeregami nieprzyjaciół. Z ich okrętów płyną w przestrzeń ohydne szyderstwa.

Bezpośrednio po śmierci Ojca św. nowy Papież zajmuje jego miejsce przy sterze łodzi Kościoła. Dowódcy poszczególnych okrętów zebrali się błyskawicznie i tak szybko obrali nowego Papieża, że wiadomość o śmierci Zmarłego zbiegła się z wieścią o wyborze jego następcy. Przeciwnicy zaczynają tracić odwagę.

Nowy Papież po rozgromieniu wroga i przezwyciężeniu wszystkich przeszkód wprowadza swój okręt między dwie kolumny i zatrzymuje go między nimi. Cumuje statek z jednej strony przy kolumnie z Najświętszym Sakramentem a z drugiej z Najśw. Niepokalanie Poczętą Dziewicą Wspomożycielką.

Zakończenie bitwy

Następuje nieprawdopodobny chaos i wstrząs. Wszystkie okręty, które dotychczas walczyły przeciw Papieżowi, uciekają w bezładzie i popłochu. Wpadają na siebie i rozbijają się na kawałki, wzajemnie się topią. Kilka mniejszych statków towarzyszących okrętowi papieskiemu i walczących po jego stronie, wzięły zdecydowany kurs w kierunku dwóch kolumn.

W czasie bitwy wiele statków, wycofawszy się z obawy przed niebezpieczeństwem, ostrożnie obserwowało z daleka rozwój wypadków. Wraki rozbitych okrętów nieprzyjacielskich zginęły w odmętach oceanu. Statki trzymające się dotąd na uboczu, szybko popłynęły ku owej bramie z dwóch kolumn, a dotarłszy tam, zakotwiczyły się przy nich. Pozostały tam bezpieczne razem z głównym okrętem papieskim. Na morzu zapanował wielki spokój

Ksiądz Bosko wyjaśnia

W tym momencie ks. Bosko spytał ks. Rua:

– Co myślisz o tym opowiadaniu?

Ksiądz Rua odpowiedział:

Wydaje mi się, że okręt Papieża może oznaczać Kościół, którego on jest zwierzchnikiem, a statki mniejsze, ludzie i morze – to świat. Obrońcy dużego okrętu, to wierni serdecznie przywiązani do stolicy Apostolskiej. Jej wrogowie próbują unicestwić ją za wszelką cenę. Kolumny na oceanie to nabożeństwo do Matki Najświętszej i Najświętszego Sakramentu.

Ksiądz Rua nie wspomniał o Papieżu, który upadł i zmarł. Ksiądz Bosko również milczał na ten temat. Dodał tylko:

Masz rację! Powinieneś wyjaśnić jeszcze jedno zjawisko. Okręty wroga – to symbol prześladowań. Zbliżają się bardzo trudne momenty dla Kościoła. Dotychczasowe jego walki są niczym w porównaniu z tym, co go czeka. Wrogie okręty symbolizowały prześladowców, którzy próbują zatopić statek papieski. Są tylko dwa sposoby, by mógł się uratować w tym wielkim dramacie: NABOŻEŃSTWO DO NAJŚWIĘTSZEJ MARYI WSPOMOŻYCIELKI WIERNYCH I CZĘSTA KOMUNIA ŚWIĘTA. Należy dołożyć maksymalnych wysiłków, by te dwie praktyki realizować wszędzie i w życiu wszystkich.

Ksiądz Bosko nie dał żadnych innych wyjaśnień”.